Boso przez Puszczę

 
 
"Pod tym nieruchomym wilgotnym sklepieniem widok zmienia się i nabiera nowego charakteru. Ponad naszymi głowami panuje majestatyczny porządek. Blisko ziemi - przeciwnie - wszystko sprawia wrażenie wymieszania i chaosu: niezdolne dźwigać dłużej swoich gałęzi pnie rozdarły się od góry do połowy i wyglądają teraz jak spiczaste nagie wierzchołki." - Alexis de Tocqueville, Piętnaście dni w pustkowiu.  
 
 


Macie czasem taki moment w którym myślicie sobie, że za moment zaczniecie marnować swój kolejny wolny dzień? Nie zrobicie nic twórczego, godzina poleci za godziną, a wieczorem zaczną się pretensje do samego siebie że tak się stało!

Tak samo miało być u mnie tego dnia. Po nocnym dyżurze i przed kolejnym nocnym. Ile można wtedy zrobić? Medycy wiedzą najlepiej, choć osoby spoza branży też mogą się domyślać. Powrót, kąpiel, śniadanie albo i nie, następnie sen. Przecież regeneracja jest potrzebna, a że człowiek obudzi się z poczuciem zmarnowanych chwil? Bywa.
Ale czasem zdarza się inaczej. Jedna myśl, bądź wiadomość może zmienić postrzeganie takiego dnia.
Nagle, nie wiadomo skąd człowiek znajduje w sobie ogromne pokłady motywacji do działania, postrzeganie tego co miało nadejść w zupełnie innym wymiarze.

-
Hej, a jutro pracujesz? Bo ja nie i chętnie bym gdzieś polazła w busz. Ale nie mam z kim. 

 

 

Na takie hasło odpowiedź mogła być tylko jedna. Jedziemy!
Padło na miejsce do którego nie mam daleko z rodzinnej miejscowości, a które nie wiedzieć czemu przez lata omijałem szerokim łukiem.

Tak naprawdę dopiero w styczniu bieżącego roku, za sprawą spotkania które zostało zorganizowane w Niepołomicach poznałem to miasto. Wszystko za sprawą Stowarzyszenia Zielony Puszczyk, które to zorganizowało spotkanie online na temat wyprawy na Antarktykę. Przy okazji poznałem fantastycznych ludzi pełnych pasji. A Puszcza Niepołomicka stała mi się bliższa nie tylko poprzez pokonaną odległość.

 



Zatem zaczęliśmy od urokliwych Niepołomic. Czas pandemii nie daje wielu możliwości do zwiedzania. Większość obiektów pozostaje zamknięta, ale jeszcze jakiś czas musimy wytrwać w tych obostrzeniach. Zatem zwiedzanie ograniczyło się do podziwiania budynków głównie z zewnątrz. Udało się jednak zajrzeć na dziedziniec i piętro Zamku Królewskiego w Niepołomicach. Obiekt robi niesamowite wrażenie ze względu na architekturę. Ale ja spotkałem tam coś więcej, co sprawiło że serce zadrżało mocniej, a w głowie pojawiła się myśl że nic nie dzieje się bez przyczyny. Była to zorganizowana na piętrze zamku wystawa fotografii Włodzimierza Puchalskiego. Nie muszę chyba wyjaśniać jak istotną rolę w moim przyrodniczym życiu odegrał ten człowiek. Wychowywałem się na jego książkach, a także wielokrotnie odwiedzałem grób usytuowany w Antarktyce, oddając cześć jego zasługom i jemu samemu.

 



Po zwiedzeniu miasta przyszedł czas na Puszczę. Wzywała mocno i wymownie w swe tajemnicze wnętrze. W dłoni przewodnik który otrzymałem w styczniu od ekipy Zielonego Puszczyka. Wybór jednej z opisanych tras i można było zatapiać się bez końca w budzącej się do życia enklawie doznań i cudowności.

 

 
Na ścieżce ku naszemu zaskoczeniu było sporo spacerujących. W sumie dziwić nie powinno, był weekend, a pogoda dopisywała. Zatem stawiając kolejne kroki podziwialiśmy wspaniały spektakl dzikiej przyrody. Co prawda to dopiero końcówka marca, ale przyroda już budziła się z zimowego letargu, a momentami nawet dało się trafić na miejsca, w których miało się wrażenie iż wiosna trwa na całego.

 



Po spacerze wydeptanymi ścieżkami przyszedł czas na bezkresy. Przedzieranie się przez puszczę nie przetartymi szlakami nawet w marcu może przyprawić nie małego zamieszania. Martwe drewno które mimo rozkładu i swojego "drugiego życia" nie poddaje się łatwo forsowaniu. Wiele podmokłych, bądź wilgotnych miejsc które pokonywać trzeba stawiając z rozwagą kolejne kroki. A na koniec strumień, który skutecznie blokuje możliwość przedostania się na obrzeże drzewostanu, a w efekcie wyjście do drogi.

 



Chwila zawahania, nie ukrywam że takowa nastała w mojej głowie na pomysł przejścia przez strumień. Nie potrafię odpowiedzieć czemu i skąd ten lęk. Kiedyś nie było by to dla mnie najmniejszym problemem. Czyżbym zatracił gdzieś swoją wewnętrzną dzikość? Jeśli tak to będzie niemały problem. Ale ok, namawiać mnie jakoś długo też nie trzeba było. Dłużej trwało szukanie dogodnego miejsca. 

 



Buty w dłoń i początkowo powoli krok za krokiem ku płynącej wodzie. Następnie pierwsze, niepewne stąpnięcia pełne przeszywającego zimna uderzającego niczym miliardy igieł w stopy. Wszystko nie tylko po to aby znaleźć się na drugim brzegu. Ale aby doświadczać, czuć Puszczę jeszcze bardziej. Po pokonaniu strumienia kolejne pełne ukojenia kroki natrafiały na zmianę to w świeżo zieleniące się place leśnej roślinności, to znów suche jesienne liście. Wszystko na bosaka, z poczuciem że zmysły się wyostrzają. Organizm teraz pracował bardziej. Każdy krok był przemyślany, nie postawiony w pośpiechu ze sztuczną podeszwą, lecz świadomi i z rozwagą stawiany w leśnym świecie. Setki doznań przeszywające stopę, a za jej pośrednictwem uruchamiające bardziej niż zwykle zmysły i doznania estetyczne. W ten oso sposób pokonywaliśmy puszczę, czując jej obecność jeszcze bardziej. Nagrodą za podanie się urokowi puszczy i zatopienie w jej piękno niewątpliwie było stado mijających nas jeleni.

 



Dobrze mieć osoby, dla których zapuszczenie się w puszczę, pokonywanie strumieni i własnych słabości, doznania płynące z bosego hasania po kłodach i leśnych ziołach nie są dziwną fanaberią, a świetnie spędzonym czasem. I za to jestem wdzięczny.

 

Komentarze