Jegomość

Podróżowanie jest brutalne. Zmusza cię do ufania obcym i porzucenia wszelkiego co znane i komfortowe. Jesteś cały czas wybity z równowagi. Nic nie należy do ciebie poza najważniejszym – powietrzem, snem, marzeniami, morzem i niebem

Cesare Pavese




Antarktyka to dla mnie spełnione marzenie. Ale o tym było już niejednokrotnie. Naprawdę fajne jest to, że spełniając duże marzenie, jednocześnie spełnia człowiek wiele maleńkich. Wyjazd w te dzikie, niedostępne strony to dla mnie marzenie samo w sobie. Ale w nim samym ukryte są pojedyncze małe historie, małe elementy układanki pośród których wszystko tworzy jednolitą całość. Wiedziałem, że nie wszystko może się udać tak jak bym chciał. Przecież życie pisze własne scenariusze, także podczas tej wyprawy. 


Bardzo chciałem w trakcie tej wyprawy zobaczyć jeden z gatunków pingwinów. Wiedziałem jednak, że jest to mało prawdopodobne. Na Wyspie Króla Jerzego gatunek ten jest niezwykle rzadkim gościem. Jego wizyty są zdecydowanie rzadsze niż pingwinów królewskich czy złotoczubych, a przecież i te nie są częstymi gośćmi. Cieszył mnie fakt obserwacji 5 gatunków pingwinów w trakcie tego wyjazdu, to zdecydowanie więcej niż mogłem zakładać. Jednak gdzieś w głowie i sercu pozostawała myśl o tym szóstym, którego brakowało do pełni szczęścia.


PINGWIN CESARSKI Aptenodytes forsteri
To właśnie o tym jegomościu mowa. Endemiczny ptak występuje na Antarktydzie, gdzie na kontynencie składa lęgi i wychowuje młode. Gatunek, który chyba jest najbardziej rozpoznawalny na świecie, ale co się dziwić. Jest przecież gwiazdą wielu filmów dokumentalnych o życiu na Antarktydzie. Jest także największym pingwinem na Świecie! Mierzący miedzy 100-130 cm wzrostu i ważący do 45kg pingwin robi wrażenie.


Skuterami dojeżdżamy z Gośką pod wjazd na Jedynkę. Ona jedzie pierwsza, zatrzymuje się i macha chaotycznie rękoma w moją stronę. Zastanawiam się przez moment co się stało.
Małgorzata zsiada ze skutera i idzie, a w zasadzie biegnie w mą stronę. Rozglądam się po plaży i mym oczą ukazuje się duży pingwin.
- Czyżby królewski - myślę sobie patrząc na niego z daleka.
Podbiega Gocha i krzyczy - widzisz go, widzisz?
- tak, masz aparat i rób mu zdjęcia, ja jadę po Ewę! - odpowiadam i w pośpiechu zawracam kierując się do bazy.
W mgnieniu oka znajduję się przy wejściu do samolotu, wpadam do środka i prosto do pokoju Ewy poinformować ją o obserwacji. Jak to z kobietami bywa, potrzebuje chwili aby się wyszykować do wyjścia na zewnątrz. W mesie siedzi reszta ekipy, przekazuję im informację o obserwacji. Każdy się zbiera by zobaczyć pingwina. Robię więc kilka kursów skuterem, by wszystkich dowieźć w pobliże obserwacji. Na koniec podjeżdżam z Ewą, jest to moment gdzie już tylko mogę się cieszyć wizerunkiem ptaka. Po chwili obserwacji w głowie pojawia mi się myśl, że przecież to nie jest pingwin królewski. W tym samym momencie Ewa wypowiada zdanie
- Przecież to pingwin cesarski, nie królewski!


Wszystko staje się jasne i potwierdzone. Na naszą plaże przybyła jego cesarska mość Aptenodytes forsteri.
Obserwacji nie ma końca, a pingwinowi taka sława ewidentnie odpowiada, bo mało tego, że nie ucieka, to jeszcze raczy podchodzić do obserwatorów. Można odnieść przez moment wrażenie, że to nie my jego, lecz on obserwuje i podziwia nas.
Nie udało się dotrzeć na lodowiec, teraz już wiem, że nie była to żadna porażka, a największy sukces tego dnia. Dzięki złym warunkom pogodowym wróciliśmy do bazy. A w jej pobliżu oczekiwało takie spełnienie kolejnego ptasiego marzenia. Tym samym zamknąłem listę ptaków które chciałem zobaczyć w Antarktyce, co więcej z dużą nadwyżką. Każdy kolejny spotkany gatunek będzie świetną atrakcją dla mnie, wspaniałą obserwacją. Ale mam to wspaniałe poczucie, że najważniejsze dla mnie obserwacje właśnie się dopełniły. Pingwin cesarski to naprawdę przepiękny ptak, właśnie tak wyobrażałem sobie jego oblicze. Piękna obserwacja. I kolejny dowód na to, że warto marzyć.





Komentarze