“Aby poznać człowieka, trzeba zostać jego towarzyszem podróży.” – tureckie przysłowie
Zawsze unikałem dużych
miast. Jestem typem który woli górskie przestrzenie, jesienne wizyty nad
morzem, gdy ludzi już niewielu a ptaków wręcz przeciwnie. Nie gardzę także
lasem czy bagnem, szczególnie względem ostatniego tym jednym na które staram
się wracać corocznie. W takich miejscach czuję się naprawdę swobodnie. Ale
odnalezienie się w miejskiej dżungli pełnej hałasów i niebezpieczeństw? Nic
zatem dziwnego, że z każdej wizyty w większym mieście wracam zmęczony bardziej
niż po całodziennej górskiej wędrówce.
A mimo to znalazłem się w największym
mieście Ameryki Południowej, przyszło mi żyć pośród ponad 14 milionowego
społeczeństwa. W lesie, czy górach odnalazł bym się i poradził bez większego
problemu, ale tutaj bywa różnie. Pikanterii dodaje fakt, że nie mówię płynnie
po portugalsku, a mieszkańcy Brazylii nie specjalnie mówią w innych niż
ojczysty językach. Zatem prawie codziennie mierzę się z rzeczywistością wyjścia
w miasto. Już na samym początku bywa ciężko, ponieważ przejść muszę obok osiedla,
które może typową Fawelą nie jest ale zaufania także nie wzbudza, szczególnie
gdy słyszysz wciąż powtarzane: "musisz uważać , musisz uważać".
Podróż do centrum miasta z miejsca w którym mieszkam trwa od 1 do 2,5 godziny, wszystko zależy od tego czy trafię na godziny szczytu.
Podróż do centrum miasta z miejsca w którym mieszkam trwa od 1 do 2,5 godziny, wszystko zależy od tego czy trafię na godziny szczytu.
Zapomniałem już co oznaczają tutejsze opady deszczu. Z rozmów z mieszkańcami miasta wynikało, że nie padało od ponad miesiąca. Deszcz jednak w końcu nastał, a gdy nadchodzi jest gwałtowny, intensywny, ale także nie trwający długo. Tym razem było inaczej, trwał kilka kolejnych dni, zmieniała się jedynie jego intensywność. Tłumaczono mi, że to niedobrze, ponieważ w taką pogodę miasto zwalnia, a momentami przestaje funkcjonować. I faktycznie cały plan wyjazdu do miasta na zakupy i załatwienie kilku spraw zupełnie się posypał. Autobusy stanęły, metro na niektórych liniach nie funkcjonowało, na innych miało duże opóźnienia, stąd także kolejki ludzi czekających na możliwość transportu. W wieczornych wiadomościach informacje o powodziach i podtopieniach w różnych częściach kraju. Tak wygląda rzeczywistość długotrwałych opadów, powtarzająca się corocznie.
W takich warunkach rozpoczynam przygotowania i pracę nad projektami i realizację zamierzonych przedsięwzięć, a może nawet nieco więcej. Jednym z pierwszych wyzwań jakiemu przyszło mi sprostać było przeprowadzenie prezentacji dla Brazylijczyków. Założeniem było pokazanie Polski, jej historii, tradycji i zwyczajów. Całość w efekcie podzielono na 3 etapy, gdzie rozpoczęto krótką prezentacją na temat mego rodzimego kraju, następnie uczestnicy mogli zobaczyć film o tematyce historycznej związanej z Polską.
Ostatnim etapem była wspólna kolacja składająca się z tradycyjnych potraw. Postawiliśmy na własnoręcznie przygotowane pierogi, a także barszcz czerwony. Spotkania odbywały się w kameralnych grupach, za każdym razem było to zaledwie po kilka osób. Mimo to wiadomość o ich organizacji rozeszła się tak szybko i szeroko, że sam byłem zdumiony. Siła internetu!
Uczestnicy za każdym razem podkreślali, że niewiele wcześniej wiedzieli o naszym kraju, że warto było uczestniczyć by poznać tradycję, historię, zaskoczyć się różnorodnością. Dobry to był czas, jak się okazało spotkania tego typu są potrzebne.
Czas na kolejne wyzwania.
Komentarze
Prześlij komentarz