Nie jestem tą samą osobą odkąd zobaczyłam blask księżyca na drugim końcu świata.– Mary Anne Radmacher
Autobus miejski ociężale i z trudem wjeżdża ku kolejnemu
wniesieniu, po to tylko, aby dwie ulice dalej zjechać kilkanaście metrów w dół.
Powtórzy się to podczas podróży jeszcze wielokrotnie. Nic w tym dziwnego, gdyż
São Paulo położone jest na licznych wzniesieniach, na wysokości około 800 m
n.p.m. W wielu miejscach można zobaczyć
wznoszące się ponad budynkami latawce, które są niewątpliwą atrakcją miasta.
Latawce puszczają zarówno dzieci, jak i dorośli, nie ma przedziału wiekowego,
jest tylko chęć i znalezienie dogodnego miejsca. Zdarza się, że na jednej ulicy
można spotkać kilka, a nawet kilkanaście osób w ten sposób spędzających czas, a
kilka kolejnych ulic jest pustych. Wynika to z dogodnych prądów powietrznych,
które nie wszędzie sprawiają, że latawiec uniesie się ponad budynki. Podróż
linią autobusową z której najczęściej korzystam zajmuje około 35-40 minut, a to
dopiero początek. Przez kilkanaście pierwszych dnia jeździłem z obstawą,
poznając linię metra, kierunki itp. Przyszedł jednak czas na samodzielne
zmierzenie się z miastem, a co za tym idzie najlepszą naukę. Nie lada było to
wyzwanie dla wszystkich, ponieważ ja w oczywistym swoim stylu podszedłem do
tego jak do kolejnej przygody, cała reszta osób znacznie bardziej się przejęła.
To może zamówmy taksówkę? Może Ubera? Albo ktoś wyjedzie po Ciebie? Nie, nie,
nie... Jadę sam, inaczej nie nauczę się poruszania po mieście! Po kolejnych
upomnieniach, przypomnieniach, sprawdzeniu czy wszystko mam, czy bateria
naładowana, power bank jest w zapasie, mogłem ruszyć samodzielnie w miasto.
Z autobusu przesiadam się w metro, kolejne 2 godziny spędzam na podróży tym środkiem transportu i przesadkach na kolejne linie. Na koniec jeszcze tylko 20 minut piechotą i jestem na miejscu. Cel? Polskie pierogi!
Z autobusu przesiadam się w metro, kolejne 2 godziny spędzam na podróży tym środkiem transportu i przesadkach na kolejne linie. Na koniec jeszcze tylko 20 minut piechotą i jestem na miejscu. Cel? Polskie pierogi!
Jakoś tak się zdarzyło, że wiele osób z nowo mi poznanych miało urodziny w styczniu. Jakoś tak się zdarzyło, że wśród nich był kolega poznany na Antarktyce. Jakoś tak się złożyło, że normalną rzeczą jest robienie imprez niespodzianek w Brazylii. Zatem składając wszystko w całość, wraz z koleżanką polką umówiliśmy się na lepienie pierogów, właśnie na imprezę niespodziankę, która miała być dwa dni później. Zabawa była przednia, pomimo braku maszynki do mięsa i wałka do ciasta daliśmy radę, choć wszystko znacznie się przedłużyło. Efektem noc spędziłem u znajomych, a wczesnym rankiem, bardzo sprawnie, bo w zaledwie 1,5 godziny wróciłem do domu. Wróciłem na chwilę, gdyż dzień spędziłem na uniwersytecie, pomagając przy przygotowaniach do projektu. Dla mnie to nie lada wyzwanie, gdyż geologia i oceanografia nigdy nie były moimi mocnymi stronami. Nawet zamieszkanie w świętokrzyskim, które przecież jest geologiczną perełką na mapie Polski nie pomogło. Zatem nowe wyzwanie i zupełnie nowe doświadczenia, mnóstwo wspaniałej nauki z tym związanej.
Tak minął mi kolejny tydzień w wielkim mieście. Sobotnim przedpołudniem, po spakowaniu kilku podstawowych rzeczy ruszyliśmy na kolejną urodzinową imprezę. Tym razem spory kawałek za miasto, do ośrodka CTG Centro de Tradições Gaúchas Meu Pago.
Mieszkańcy Gauchos mieszkający w São Paulo mają okazję odwiedzić Centro de
Tradições Gaúchas Meu Pago, założone 19 czerwca 1983 r. Przez grupę przyjaciół,
którzy wyemigrowali z różnych regionów Rio Grande do Sul, aby kultywować
tradycję i pamiętajcie o dobrych czasach kół chimarrão (produkcja Yerba Mate) i rozmowach z dobrym grillem wśród Gaucho!
Gaucho to południowoamerykański pasterz bydła (podobny północnoamerykańskiemu kowbojowi), pracujący na pampach, czyli trawiastych równinach Argentyny, Urugwaju, Paragwaju, południowego Chile oraz południowej Brazylii. W języku portugalskim słowo pisane jest jako gaúcho.
Jednym z atrybutów gauchów w ikonografii i rycinach jest mate
lub guampa, czyli naczynia do picia yerba mate, bombilla i imbryk z ciepłą wodą; często
pojawia się też motyw ogniska.
CTG przyciągają przyjaciół, ale także każdą zainteresowaną osobę, przekazując w ten sposób przyszłym pokoleniom zwyczaje
gościnnego narodu i kanony kultury,
która ceni rodzinę ponad wszystko. Ważnym słowem jest, aby pamiętać, iż nie trzeba urodzić się w Rio Grande do
Sul, aby być Gaucho i kultywować tutejszą tradycję.
Główna siedziba znajduje się w mieście Diadema na skraju zapory wodnej Billings. Jest to miejsce z piękną scenerią i dużą szopą, w której organizowane są takie zajęcia jak tańce, spotkania, imprezy okolicznościowe.
Główna siedziba znajduje się w mieście Diadema na skraju zapory wodnej Billings. Jest to miejsce z piękną scenerią i dużą szopą, w której organizowane są takie zajęcia jak tańce, spotkania, imprezy okolicznościowe.
Właśnie w tym wyjątkowym
miejscu i niezwykłych jak da mnie okolicznościach przyrody, kultury i tradycji
przyszło mi uczestniczyć w urodzinach człowieka niezwykle interesującego.
Moacir Barbosa Fagundes
to krzepki sportowiec, który kończył właśnie 70 lat, a jestem pewien, że nie
jednego młodego jeszcze by przegonił. Zasłużony dla regionu, a pewnie i dla
kraju, sportowiec i Gaúcho. Zdobywał liczne tytuły na lokalnych i
ogólnokrajowych zawodach w rodeo. Był lekkoatletom i biegaczem. A co ważne,
współtworzy to wyjątkowe miejsce jakim jest CTG Centro de Tradições Gaúchas Meu
Pago.
Moacir Barbosa Fagundes,
pochodzący z Bossoroca - Rio Grande do Sul, w São Paulo przybył tu w lipcu 1971
roku, jak
wielu innych Gauchos w poszukiwaniu lepszych możliwości.
Z wykształceniem akademickim w zakresie wychowania fizycznego i pedagogiki, zawody praktykowane w latach 1975-1985.
Uprawiał lekkoatletykę w latach 70-tych, w testach dziesięcioboju i rzucania oszczepem. Rozpoczął tę sportową praktykę w Sport Clube Internacional de Porto Alegre w 1969 roku.
Wielokrotnie był mistrzem regionalnym, państwowym, krajowym, a nawet brał udział w mistrzostwach Ameryki Południowej w Santiago de Chile w 1974 roku.
Z wykształceniem akademickim w zakresie wychowania fizycznego i pedagogiki, zawody praktykowane w latach 1975-1985.
Uprawiał lekkoatletykę w latach 70-tych, w testach dziesięcioboju i rzucania oszczepem. Rozpoczął tę sportową praktykę w Sport Clube Internacional de Porto Alegre w 1969 roku.
Wielokrotnie był mistrzem regionalnym, państwowym, krajowym, a nawet brał udział w mistrzostwach Ameryki Południowej w Santiago de Chile w 1974 roku.
Był twórcą "Invernada Campeira", czegoś co trudno mi przetłumaczyć na nasz ojczysty język. Dotyczy mistrzostw podobnych do znanego nam rodeo, gdzie ludzie zajmujący się na co dzień pracą z końmi sprawdzali swoje zawodowe umiejętności.
W 2006 roku został wyróżniony w
Porto Alegre RS, pałac Piratini przez Wojewodę tytułem Honorowego Konsula Państwa, za
wybitne zasługi w upowszechnianiu tradycjonalizmu i kultury Rio Grande
do Sul.
Zatem spotkałem człowieka z wielkimi zasługami, od którego płynęła jeszcze większa,
pozytywna energia i nieopisana otwartość.
Samo przyjęcie urządzone
było z rozmachem, pośród wielu zaproszonych gości ja, skromny z dalekiej
Polski, przywitany jakbym całe życie mieszkał tutaj, pośród nich.
Fantastyczny czas, podczas
którego nie był bym sobą gdybym choć trochę go nie uszczknął na obserwacje przyrodnicze. Zatem głowę co jakiś
czas zadzierałem ku górze, bynajmniej nie z obrazy na kogoś, co chęci
dostrzeżenia kolejnych latających papug, jak i innych skrzydlatych pobratymców,
których nie brakowało.
Szczególną mą uwagę
przykuła Bekaśnica Aramus guaraun, która
mimo swych rozmiarów i tego iż znajdowała się kilkanaście metrów ode mnie,
wcale nie była łatwym obiektem obserwacji. Dopiero po kilku godzinach pozwoliła
sobie na nieco więcej swobody, a tym samym ja mogłem pozwolić sobie na kilka
zdjęć tego gatunku z rodziny żurawiowych. Ptak ten wyglądem zbliżony do żurawi
i ibisów, wielkości około 70cm. Zaciekawił mnie zapewne dlatego, że wyglądem
nie przypominał żadnej znanej mi ptasiej rodziny, nic dziwnego skoro jest
jedynym przedstawicielem bekaśnic. Za to spotkać ten gatunek można na pokaźnym
obszarze, od Ameryki Północnej - Florydy, poprzez Meksyk, Karaiby, aż do
Argentyny. Była jednym z wielu napotkanych ptaków tego dnia, ale faktycznie to
ona przykuła szczególnie uwagę.
Bekaśnica Aramus guaraun. |
Bekaśnica Aramus guaraun. |
Zdecydowanie chciałbym wrócić do CTG, przekazać w tym miejscu trochę naszej tradycji i podzielić się na ile będzie to możliwe swoimi umiejętnościami, doświadczeniem i wiedzą, swoimi pasjami. Może zechcesz mi w tym pomóc?
CTG to jeden z wielu planów nowego projektu, który póki co układa się w głowie, ale lada moment zostanie przelany na papier, a następnie jego realizacja będzie zależała od każdego, kto zechce wesprzeć ten nieco szalony, ale i odważny pomysł.
Więcej wkrótce, przy okazji kolejnych postów!
Bekaśnica Aramus guaraun. |
Komentarze
Prześlij komentarz