Na rodzinnej ziemi



Nikt nie zrozumie, jak pięknie jest podróżować, dopóki nie powróci do domu i nie położy swojej głowy na starej, znajomej poduszce.
– Lin Yutang




Trudne są powroty z dalekich stron. Za nami noce szalone i tysiące przygód, a przed nami niewiadoma. Ciężko wrócić ze świadomością, że gdzieś tam daleko zostawiło się w jakiś sensie część siebie. Ale powroty mają w sobie równie wiele przygody co wyjazdy.
Pożegnanie z Argentyną nie było w żaden sposób spektakularne. Bardziej emocjonalnie podchodziłem do wyjazdu z Brazylii. Po ponad 20 godzinach podróży samolotem z przesiadką w Amsterdamie docieram w końcu do Polski.


Ląduję na Warszawskim Okęciu z którego odbierają mnie dwaj przyjaciele ratownicy. Wracamy do Kielc, jest wieczór, na drodze spory ruch, jak to przy piątku. Niewiele już widać, ale na wyjeździe ze stolicy udaje mi się jeszcze dostrzec pierwsze krajowe gatunki. Nic spektakularnego, jednak sroka i myszołów to pierwsze polskie ptaki po powrocie. Przecież to ornitologia jest mą największą pasją, zamiłowanie do przyrody nie opuszcza mnie nigdy. Może właśnie dlatego uważam, że to jedna z najlepszych pasji jaką można mieć. Realizując ją właściwie wszędzie. Kolejną jest ratownictwo, bo trzeba być pasjonatem by pracować w tej branży. Wie o tym doskonale cała nasza podróżująca trójka, jak i każdy kto w tym zawodzie pracuje. Rozmów nie ma końca, o wyprawie, pracy, o tym jak wiele się zmieniło tu na miejscu.


Do Kielc docieramy nocą... Kolejnego ranka dzięki uprzejmości koleżanki docieram do rodzinnej miejscowości. Wyjeżdżamy wcześnie rano, dzięki temu podziwiam piękny wschód słońca i zwierzaki napotykane po drodze.
W rodzinnym domu zaskoczenie, przecież miałem być nieco później. Cały dzień mija na rozmowach i przywitaniu.
Nie był bym sobą gdybym usiedział dłużej w miejscu. Kolejnego dnia odwiedzam Kraków, a następnego Kielce.


Kilka kolejnych dni spędzam w domu i rodzinnej miejscowości, odwiedzając znajomych i przyjaciół, a także ustalając kolejne zadania i spotkania na grudzień. Szczęśliwie dla mnie na kilka dni pojawia się śnieg wokoło, więc nie jest mi aż tak obco, trochę to przypomina stację opuszczoną miesiąc temu.
Pierwszy grudniowy weekend już z wyjazdem nieco dalej, na konferencję. Nie byle jaką, ponieważ to VII Ogólnopolska Konferencja Sowy Strigiformes Polski połączona z X-leciem Stowarzyszenia Ochrony Sów. Piękny czas spędzony wśród wspaniałych pasjonatów. Okazja do spotkania z przyjaciółmi i znajomymi z branży, oraz poznania wielu ciekawych osób. Prawdą jest, że z co niektórymi osobami nie widziałem się po kilka lat, tym bardziej warto było.


Powrót przez świąteczny Wrocław, połączony z odwiedzinami kilkoro znajomych i zwiedzaniem miasta. Pozytywny moment, wiele ciekawych, czasem nie łatwych rozmów. A następnie powrót do rodzinnej Kazimierzy.
Rok w Antarktyce zmienia ludzi i ich spojrzenie na wiele rzeczy w tym na posiadanie. W związku z powyższym robię porządki wśród swych rzeczy, oraz sporej ich części się pozbywam.


Miniony weekend to czas niezwykle intensywny. Piątkowe spotkanie ze szkołami z gminy to bardzo fajny czas pełen opowieści o Antarktycznej przygodzie.
Sobotnia wizyta w Krakowie na obrączkowaniu łabędzi niemych spędzona, a także spotkaniu z przyjaciółmi. Obrączkowanie łabędzi na miejskim odcinku Wisły to akcja cykliczna prowadzona przez mojego przyjaciela od wielu lat. Pamiętam nasze pierwsze łapania, kiedy to garstka znajomych podejmowała się taj fantastycznej akcji. Patrząc jak rozrosło się to przez lata, serce rośnie zdecydowanie.


Niedziela to zdecydowanie fantastyczny moment. Moje otwarte spotkanie i opowieść o Antarktyce. Spotkanie z grupą przyjaciół, którzy z najróżniejszych stron dotarli do Kazimierzy by posłuchac o zimnej, śnieżnej i pięknej Antarktyce.
Grafik do Świąt nie mniej napięty.




Komentarze