Obrigado!



Jeśli wybierasz się w podróż niech będzie to podróż długa
wędrowanie pozornie bez celu błądzenie po omacku
żebyś nie tylko oczami ale także dotykiem poznał szorstkość ziemi
i abyś całą skórą zmierzył się ze światem(…)

Odkryj znikomość mowy królewską moc gestu
bezużyteczność pojęć czystość samogłosek
którymi można wyrazić wszystko żal radość zachwyt gniew
lecz nie miej gniewu
przyjmuj wszystko.



- Zbigniew Herbert



Życie jest bardzo zaskakujące, wstajesz rano i jesteś pewien zaplanowanych działań, a już kilka godzin później wszystkie plany wywracają się do góry nogami.
Na początek taka mała rada. Jeśli kiedyś bylibyście na Wodospadach Iguazu i jakimś przypadkiem dalej podróżowali byście przez lotnisko w Brazylii, to nie miejcie złudzeń że na coś zdążycie i zaplanujcie więcej czasu.


Poranna pobudka, pożegnanie z Argentyną, przynajmniej na kilka najbliższych dni.
Z racji że życie jest nieprzewidywalne, takie same były moje decyzje. Miałem lecieć do Peru, cały rok albo i dłużej powtarzałem, że to mój główny plan podróży, zobaczyć słynne Machu Picchu! Jednak nadszedł czas w którym wyboru dokonało serce, a nie rozum. Słuchanie własnych trzewi to nie lada wyzwanie w dzisiejszych czasach. Zatem porzuciłem pomysł podróży do kraju Inków i wybrałem to, co wyznaczało szybsze bicie serca.


Docieramy na lotnisko w
Foz do Iguaçu w Brazylii. Spokojnie czekamy w kolejce na odprawę, przychodzi nasza kolej i na twarzach obsługi pojawia się konsternacja. Widoczne zaniepokojenie, kilka osób zaczyna biegać, jeszcze coś załatwiać, potwierdzać. Bagaże szybko przechodzą przez kontrolę a z ust obsługi padają słowa, że musimy się spieszyć, gdyż nie mamy za wiele czasu.
Zastanawia nas dlaczego, przecież samolot odlatuje za godzinę.


Mimo wszystko w pośpiechu mijamy kolejne bramki,
trochę czuję się jak VIP, będąc przepuszczanym przed wszystkimi w obstawie obsługi i ochrony.
Kiedy jesteśmy przy ostatniej z bramek i kontroli widzimy że czeka na nas stewardessa, która równie szybko kontroluje nasze paszporty i pokazuje kierunek do wyjścia na płytę lotniska.
W tym momencie Ewa mówi:
- Ale z nas pierdoły!!! - a do mnie dociera co się właśnie wydarzyło.
Wsiadamy do samolotu, uroczy głos w megafonie z nieukrywaną szczerością mówi:
- Mamy już wszystkich pasażerów na pokładzie, możemy rozpocząć procedurę startu!
Tak! Samolot czekał na nas. Nie mieliśmy jeszcze godziny jak zakładaliśmy, ponieważ między Argentyną a Brazylią jest właśnie godzina różnicy!
Kiedy to do nas dotarło uśmiech z twarzy nie znikał przez całą podróż, na szczęście udało się i lecimy. 


Po nieco ponad dwóch godzinach bez zbędnych perypetii lądujemy na lotnisku w największym mieście półkuli południowej!
Czeka na nas Patricia, koleżanka poznana w Antarktyce. Wspólnie świętowaliśmy Boże Narodzenie, oraz bawiliśmy się na Sylwestrze. Szczery uśmiech i duże brązowe oczy witają nas serdecznie. Po kilku chwilach rozmowy okazuje się, że wszystko jest już dograne i wspólnie jedziemy do naszej koleżanki, która była uczestnikiem letniej zmiany 41 Wyprawy.


Tak, właśnie w życiu tak to się dzieje niesłychanie, że najpiękniejszych chwil nie sposób zaplanować. Kto by pomyślał, że w takim składzie spotkamy się nie w Polsce, a w Brazylii właśnie. Wieczór mija na rozmowach, długich, nie kończących się. Przy stole przeplatają się 4 języki, kręci kilka osób z czterech różnych krajów, które połączyło to miejsce.


Kolejne dni zwiedzamy miasto. Nie sposób zobaczyć wszystko, to nie realne z wielu przyczyn. Ale odwiedzenie najważniejszych zabytków, dzielnic, a co dla przyrodnika ciekawsze parków jest niezwykle ciekawym doświadczeniem. Na termometrze plus 36 stopni Celsjusza, czyli temperatura nie do wytrzymania dla Polarnika. Zatem kolejny dzień to wyjazd na plażę, oraz kąpiel w morzu. Diego ostrzega, że teraz woda może być zimna. Pytamy zatem co rozumie pod tym pojęciem. Odpowiedź sprawia, że na naszych twarzach pojawia się uśmiech. Może mieć około 20 stopni C. Coś cudownego, jak i sama kąpiel pośród palm.
- Kokosów się nie spodziewajcie - pisze nam Daria przed przylotem. Tym czasem siedzimy na plaży popijając sok kokosowy prosto z owoców! Na mieście próbujemy równie smacznego soku z trzciny cukrowej, oraz świeżo wyciskane soki z pomarańczy. Nie nastawiałem się na nic, zyskałem więcej niż bym mógł wymarzyć.


Zaglądamy na lokalne targowiska, których dość dużo w mieście. Praktycznie wszędzie można płacić kartą, nie ma z tym większego problemu bez względu gdzie człowiek się znajduje. Czy to sklep, stacja benzynowa, czy stragan w parku. Ceny zbliżone są do Polskich, nie ma tak dużych różnic jak w Argentynie. Pomimo wszystkich przeczytanych komentarzach o tym miejscu, przeglądaniu setek stron i szukaniu informacji na forach, pomimo opinii że nie warto czuję się tu swobodniej i bezpieczniej niż w Argentynie. Czuję się tu jak u siebie.


Na lokalnym targu kupujemy owoce. Wśród nich kiwi o smaku bananowym, awokado, jagody
jabuticaba i kilka innych. Wieczorne rozmowy nie mają końca, a atmosfera jest gorąca niczym dni tu spędzone. Serce rośnie i raduje się patrząc na szczęście ludzi wokół i tą otwartość, przyjacielskie nastawienie. Wiele wspomnień, wiele przemyśleń, wiele wspaniałych chwil. Dużo także w tych dniach ważnych rozmów na różne tematy, dużo uśmiechów, trochę łez, podejmowania trudnych decyzji.


Wizytujemy jeden z parków gdzie mnie i Ewę do reszty pochłaniają ptaki, głównie czarne łabędzie. Moją uwagę skupiają także czajki miedziane, a dokładniej ogrodzone ich gniazdo. I powiadają że w Europie cywilizacja na poziomie, a nie widziałem nigdzie takiego zabiegu jak tu, choć o podobnych inicjatywach czasem słyszałem. Nie było problemem wyłączenie kawałka terenu w parku z użytkowania na czas lęgów. Tysiące małych chwil, które składają się w jedną całość zwaną szczęściem.


Niedzielne popołudnie spędzamy na wspólnym grillu. Lokalne i tradycyjne potrawy, oraz napoje. Miła atmosfera pośród ludzi różnych narodowości, ale z tą samą otwartością na drugiego człowieka. Wiele ciepłych słów, wiele nadziei która wpływa w serca.


To były najpiękniejsze chwile, nie zapomnę ich nigdy!
Przyznaję to szczerze... Zakochałem się w Brazylii... I nie tylko!
Nie wracam!
No dobra, wracam, ale...

"Hello my friend"
-

never sounded better!


Komentarze