Rozładunek



"Zobaczysz, nigdy już nic nie będzie takie samo po powrocie"
- Sławomir




Na stacji zamieszanie jakiego ciężko szukać w ciągu zimowania. Na Zatoce Admiralicji stoi statek, do którego co jakiś czas podpływa stacyjna amfibia (PTS). Rozładunek trwa od wieczoru 19 października, kiedy to wykonano pierwszy kurs.


Kolejnego dnia od wczesnego ranka każdy bez znaczenia czy na statku czy na stacji miał pełne ręce roboty. Jest to jedno z największych przedsięwzięć logistycznych w ciągu roku. Potrzeba współpracy na wielu szczeblach aby wszystko przebiegło sprawnie, bezpiecznie i bez niepotrzebnej nerwowej atmosfery, którzy zdawać się może niektórzy mają we krwi i tradycji wprowadzać.


Ja jako zimownik zostałem oddelegowany do zarządzania i organizowania pracy na stacji w obrębie hal i magazynów. Aby wszystko poszło sprawnie tuż po zdjęciu paczek w PTS-a rozkładamy je po halach, dzieląc jedynie na techniczne, osobiste, oraz jedzenie. W tym czasie nasz "czerwony szerszeń" rusza po kolejny kurs. 


Zdarzyła się także poważna awaria, która uziemiła na ponad 3 godziny PTS-a. Atmosfera zaczęła gęstnieć, jednak na stacji jest sprawna ekipa operatorów i mechaników transporterów, która w tym czasie sprawnie wymieniła zepsute podzespoły i rozładunek ruszył ponownie. 


Jednym z ważniejszych zadań, zakończonych sukcesem było zwodowanie drugiego transportera, który przypłynął statkiem. Była to operacja której towarzyszyło wiele emocji. Nic dziwnego, jeden zły ruch i maszyna zamiast pływać poszła by na dno. Nie stało się tak jednak i na całe szczęście amfibia trafiła na brzeg.


Wraz z rozładunkiem na ląd zaczęły schodzić kolejne osoby z nowej ekipy. Była to niezwykła możliwość poznania się, przekazania części obowiązków, wymiana doświadczenia. Na ląd zeszła także Julka z Radkiem, moi znajomi, fantastyczni ludzie. Julia prowadziła monitoring ekologiczny na Lions Rump w ubiegłym sezonie. Teraz jako już doświadczony monitoringowiec wprowadzać będzie w tamtejsze kanony Radka. Niestety przez zamieszanie jakie powstało miałem okazję z tą sympatyczną parą porozmawiać tylko przez moment. Mam nadzieję że szczęśliwie spotkam się z nimi najpóźniej w przyszłym roku, po ich powrocie.


Piątkowym popołudniem w Zatoce pojawił się pak lodowy zupełnie uniemożliwiający dalsze pływanie transportera. Wieczór to dalsza wymiana doświadczeń i poglądów. Nowi monitoringowcy to absolutnie fenomenalni ludzie! A że zajmują się w Polsce działaniami przyrodniczymi i pasjonują jak ja między innymi ornitologią tematów do rozmów nie brakowało. 




Sobotni poranek to pobudka o 5, by dowiedzieć się, że rozładunek się nie odbędzie. Zatoka nadal w paku, do tego silny wiatr i opady uniemożliwiały jego kontynuację. Rozładunek został wstrzymany, a decyzją kapitana kotwica poszła w górę i statek ruszył rozładować inne stacje. Większość ludzi wciąż spała, więc po stacji rozwiesiłem kartki o odwołanym rozładunku, tak by nikogo nie budzić o wczesnej porze, a jednocześnie poinformować o podjętej decyzji.


Około południa nowo-stara ekipa monitoringu ekologicznego, wspierana przez jeszcze dwie osoby ruszyła w teren. Była to okazja nie tylko pokazać stację i po niej oprowadzić zaglądając w każdy możliwy kąt, ale tym bardziej ruszyć w miejsce szczególne. Mowa o pingwinisku, tak naprawdę naszym pożegnaniu z pingwinami i ich badaniem, a rozpoczęciem tej procedury przez świeżych, pełnych zapału monitoringowców. 


Wróciły wspomnienia. W ubiegłym roku to my tak żywo reagowaliśmy na całe otoczenie. Fascynacja była przeogromna. A dziś, nieco może przygaszeni zbliżającym się powrotem patrzyliśmy na ich świeżość i czerpaliśmy z niej. Co tu kryć, kontakt z innymi ludźmi niż ci, których się widywało przez kilka ostatnich miesięcy to coś wspaniałego. To dużo świeżości i pozytywnej energii z której można czerpać. Na stację też trafiły świeże warzywa. Powiem szczerze, że rzodkiewka po roku jej nie jedzenia smakuje dziwnie. Pomidor nieco lepiej, ale może dlatego że jadłem je w świeżej postaci ostatni raz początkiem czerwca, czyli minęło mniej czasu.


Zawitaliśmy także w bardzo szczególne miejsce dla polarników związanych z Polską Stacją Antarktyczną. Część osób witała się, a część żegnała z grobem Włodzimierza Puchalskiego. To ostatnie nasze godziny na stacji i każdy ma tego świadomość. Piękny czas za nami, a przed nami jeszcze piękniejsze chwile. "Zobaczysz, nigdy już nic nie będzie takie samo po powrocie" - powiedział Sławomir gdy podziwialiśmy pierwsze i dla nas zarazem ostatnie wydrzyki nad pingwiniskiem.  


Komentarze