Refleksja



Szczęście jest prawdziwe tylko wtedy kiedy się je z kimś dzieli.
Into the Wild





Naszła mnie dziś pewna refleksja. Powodów tego stanu można się doszukiwać w kilku tematach. Przeczytane ostatnio książki, zmiany które nadciągają, rozmową z przyjaciółmi, warunki pogodowe na stacji, całodniowy brak łączności ze światem zewnętrznym, jak również obejrzany dziś film. Będąc na stacji nadrobiłem swoje filmowe zaległości, ale o tym było już we wcześniejszych postach. Spośród wszystkich obejrzanych filmów niewielka ilość zrobiła na mnie wrażenie i skłoniła do dłuższego zastanowienia. Większość z nich oglądaliśmy dla przysłowiowego zabicia czasu. Część tego postu powstała już dawno temu, ale wycofałem się z jego publikacji z myślą, że może zostać źle odebrany. Teraz myślę, że tak musiało być, że gdzieś w głębi musiała dojrzeć ta myśl, że przecież nie każdy musi się zgadzać z tym co powiem czy napiszę, ale nie powinno to być powodem bym tego nie robił.


Publikacja postu Głusza wywołała reakcję wręcz lawinową. Odwiedzinami przebił on Jegomościa, otrzymałem także mnóstwo prywatnych wiadomości od znajomych i nieznajomych. Wiele pozytywnej energii z której będę czerpał. Pojawiły się także opinie, że za bardzo, za mocno, że to nie tak, zbyt wyraziście, lub wręcz przekoloryzowane itd. itp.
Przepraszam wszystkich którym nie spodobało się to, że to nie kolejny post niczym ciepłe kluchy pochłaniane na niedzielnym obiadku u rodziny. Przepraszam wszystkich, których ego ucierpiało po przeczytaniu tych słów, a niedopieszczona duma schowała się w skarpetki, bo odnaleźli tam siebie. Wybaczcie wszystkie korporacyjne córy i synowie, że zszargałem wasze odmierzone co do minuty, ułożone od linijki, nudne jak setna opowieść wuja o kupnie samochodu życie. Lewant który zaczął wiać w waszych myślach najlepiej pokazuje, jak "stabilne" życie wiedziecie w jednoczesnej tęsknocie za poszukiwaniem własnej legendy!


Wszelkie wasze uwagi przyjmuję z pokorą, jako znak dobrych wyborów w swej podróży. Moje kursy na oceanie zdarzeń wyznaczane są tak, by jak najbardziej omijać negatywne podejścia. Generalnie zastanawiałem się nad waszymi wypowiedziami podczas "kontemplacji przemiany materii" i wiecie co? Wszystko z tą materią spłynęło do...


Życie jest tak stabilne jak gałąź na której stoisz podczas pracy na drzewie. Niby wszystko dobrze, masz przecież sprawdzoną solidną podporę, a jednak nagle trzask i lecisz w dół. Szarpnięcie... cisza! Zabolało prawda? Ale asekuracja zadziałała, wszystko w miarę dobrze, kilka kolejnych zadrapań. Podnosisz się, poprawiasz sprzęt i ruszasz dalej, masz zadanie do wykonania.
 Życie jest także tak stabilne jak podmuch wiatru w Antarktyce, który sprawia że musisz się zatrzymać, lub dobrze przeć do przodu pod kątem 45 stopni. Czasem ten wiatr wygrywa, unosi Cię bezwiednie i przesuwa, nie koniecznie w tym kierunku jaki sam wybrałeś. Łapiesz się wtedy najbliższego słupka, albo liny między słupkami rozciągniętej, jedynej w okolicy asekuracji i możliwości wybrnięcia z opresji.

A co jeśli nie było by asekuracji? 


Jeśli ktoś uważa, że życie jest stabilne, to znaczy że już zaczął od przegranej. Nie znajdziesz stabilizacji w życiu, zapomnij. Jak pisał klasyk, stabilizacją dla motylka jest szpilka! Wychodząc z błędnego założenia nie dziw się, że po latach masz wszystko wokół, poza poczuciem spełnienia.
Dla mnie asekuracją są marzenia, rodzina i przyjaciele, to oni sprawiają że warto.


Owszem, nie jestem idealny, bo nikt nie jest. Popełniam błędy i nie wszystkie decyzje są najwłaściwsze. Nie mniej jednak.
Moje decyzje są najlepsze, ponieważ są moje i biorę za nie odpowiedzialność. Do tych dobrych decyzji doszedłem dzięki doświadczeniu, a doświadczenie zdobyłem dzięki złym decyzjom. Jednakże jeśli miałbym przeżyć życie jeszcze raz od początku, to wszystko bym zrobił tak samo. Tylko więcej bym podróżował, w podróży bowiem wszystko się wyostrza, lepiej poznaje się siebie i innych. W podróży jest ryzyko i są decyzje.1


Największą podróżą dla mnie jest ta po Antarktyce. Jest nauką, wyzwaniem, sprawdzianem i weryfikacją. Ale nie jest ostatnią z podróży, a raczej dopiero początkiem nowej, prawdziwej przygody jaką jest życie.
Decyzję o wyjeździe na tą wyprawę podjąłem bardzo spontanicznie, ale to u mnie normalne, wiele decyzji podejmuję bardzo spontanicznie. Jak również nie bardzo przejmuję się zmianami, tylko staram do nich dostosować, bądź wyciągnąć z nich jakąś naukę. To źle podobno, niektórzy twierdzą że bardzo źle. Usłyszałem także przez takie podejście, że jestem ignorantem i egoistą.
Nie wiem, może i jestem. Ale tak już mam i mi z tym dobrze. A przecież w życiu nie chodzi o to by uszczęśliwiać wszystkich na około, ale by samemu być szczęśliwym i wtedy móc tym szczęściem się dzielić. W podróży wszystko się wyostrza, podróż to wyzwanie. Trzeba być egoistą aby w tak ową ruszyć. I nie ma w tym nic złego, póki prowadzi do celu, do drugiego człowieka.

  
Myślę, że ludzie już tak mają. Nie ważne skąd pochodzą, jak się nazywają, dokąd zmierzają i kim są, po prostu tak mają. Kiedy widzimy ciągle tych samych ludzi stają się oni w końcu częścią naszego życia. A skoro są już częścią naszego życia, to chcą je zmieniać. Jeśli nie stajemy się tacy, jak tego oczekiwali, są niezadowoleni. Ponieważ ludziom wydaje się że wiedzą dokładnie jak powinno wyglądać nasze życie. Natomiast nikt nie wie w jaki sposób powinien przeżyć własne życie.2 Przyznać muszę choć niechętnie, że sam także się na tym łapałem dawniej, mam nadzieję że się to już nie powtórzy.


Życie człowieka składa się ze zmian, nie mamy nic stałego, a nawet jeśli myślimy, że mamy, w każdej chwili może się to zmienić. Antarktyka zmusza nie tylko do dużego wysiłku fizycznego, ale również do maksymalnej koncentracji uwagi, łączącej się z dużym napięciem psychicznym. Takie przeciążenie organizmu często wypacza charakter. A mieć za współtowarzysza człowieka wiecznie rozdrażnionego, wybuchowego jest przyjemnością raczej wątpliwą. Nie ma gorszej rzeczy, niż mieć w brygadzie marudę czy awanturnika, taki wszystkim zatruwa życie.3 Dlatego tak ważny jest dobór odpowiednich osób w tak surowe i zmienne warunki jakie tu panują. Ale bez względu na to kto przyjedzie na wyprawę, jest coś co łączy każdego z uczestników. Droga. Własna droga i własny wybór tejże drogi.


Antarktyka nauczyła mnie wiele dobrych rzeczy, wykrzesała ze mnie bardzo dużo energii, ale tej pozytywnej, takiej z której wynikają tylko dobre emocje. A właśnie emocji tutaj nie brakowało. Były decyzje, te dobre i te gorsze, ale zawsze prowadzące do jakiejś nauki. Spoglądam za oko na falującą zatokę i myślę, że jakże prawdziwymi są słowa które przytoczę poniżej.
Jedynymi darami morza są mocne podmuchy i czasami okazja do poczucia się silnym.
Nie wiem zbyt wiele o morzu, ale wiem, że tak właśnie tu jest.
I wiem też, jak ważne jest w życiu niekoniecznie być silnym, ale czuć się silnym, sprawdzić się choć raz, znaleźć się choć raz w pradawnym, ludzkim stanie, stawić w pojedynkę czoła ślepemu, głuchemu kamieniowi, mając do pomocy jedynie własne ręce i głowę.4


Przecież nic w życiu się tak nie liczy jak bycie szczęśliwym. A prawdziwe szczęście osiągamy właśnie wtedy, gdy dzielimy je z kimś. Najważniejsze jest znaleźć kogoś kto dotknie twojej duszy, nie dotykając nawet jeszcze twojego ciała. Przyspieszy bicie serca, nie przyspieszając biegu zdarzeń, Poruszy twój świat, jednocześnie pozwalając pozostać ci w takim miejscu, w którym chcesz być. I nawet będąc daleko, będzie znacznie bliżej ciebie, niż wszyscy ludzie znajdujący się dookoła.5
Stąd zresztą pomysł na tego bloga, tylko z chęci dzielenia się tym szczęściem które mnie otacza każdego dnia.


Z tą Antarktyką to strasznie dziwna rzecz jest. Początkowo człowiek ma ogromną fascynację, chce chłonąć i poznawać, ogarnia go "Antarktyczna gorączka". Później zaczyna dostrzegać luki i niedociągnięcia. Przychodzi taki moment w którym ma się jej dość i chciało by się wracać, przeklinając każdy kolejny dzień. A następnie przychodzi ta chwila w której uświadamiasz sobie, że już nigdy nic nie będzie takie samo, że to miejsce stało się częścią ciebie, a ty częścią tego miejsca. I nie chcesz go opuszczać. Jednak wyjazd jest nieunikniony, zatem za 3 tygodnie żegnam to miejsce i szykuje się, na ile można się do tego przygotować, na zupełnie nowe doświadczenia, oraz powrót do starego miejsca, które już nigdy nie będzie takie samo.


Co się we mnie zmieniło przez ten rok? Nie wiem. Na wiele rzeczy spoglądam inaczej. Może coś pękło, a coś się ukształtowało. Może wrócę zupełnie odmienionym człowiekiem, a może takim samym. Ocenią to przyjaciele, oceni to rodzina, oceni to moja asekuracja. Jedno wiem na pewno.
Kiedyś się bałem i nie robiłem albo zwlekałem w nieskończoność, dzisiaj się boję, ale robię.6


To ciekawe, że takie refleksje naszły mnie po obejrzeniu jednego z dwóch filmów, które zrobiły na mnie wrażenie. Jeszcze ciekawsze jest to, że pierwszy z nich oglądaliśmy na początku naszej wyprawy. Nawet jego tytuł świetnie pasował do tego co wtedy się działo. Dzika droga, bo o tym filmie mowa. Właśnie taką dziką drogę przemierzaliśmy przez ostatni rok. Drugi z filmów równie refleksyjnych oglądamy na koniec tej Antarktycznej wędrówki. Tytułu filmu sami się doszukajcie, podpowiedzi są w tekście który przeczytaliście, a przynajmniej tak mniemam po tym, że dotarliście aż tutaj.








1. Fragment tekstu zaczerpnięty z książki Walkiewicz Jacek. Pełna moc możliwości.
2. Fragment tekstu zaczerpnięty z książki Coelho Paulo. Alchemik. Książka.
3. Fragment tekstu zaczerpnięty z książki Niediałkow A.D. Łowcy żmij.
4. Fragment tekstu zaczerpnięty z filmu Into the Wild.
5. Fragment tekstu zaczerpnięty z blogu Steć Aleksandra. Moja dusza pachnie tobą.
6. Fragment tekstu zaczerpnięty z książki Walkiewicz Jacek. Pełna moc możliwości.




Komentarze