Antarktyczne ptaszenie



Gdy raz połknie się podróżniczego bakcyla, nie ma antidotum. Wiem, że będę szczęśliwie zainfekowany do końca moich dni.

– Michael Palin




Polar Pioneer płynie już do nas. Planowo jego rozładunek i zmiana ekip na stacji rozpocznie się za około 30 dni, a kto wie może i wcześniej. Niewiele zostało czasu w Antarktyce, co daje się coraz to bardziej odczuć. Ludzie zastanawiają się co dalej, analizują minione, snują plany na przyszłość. Rozpoczęło się sprzątanie pokoi, póki co jeszcze na spokojnie, ale odczuwalny jest niepokój migracyjny związany z kolejnymi zmianami. Prawdziwe pakowanie zapewne będzie miało miejsce na początku października, kiedy to będzie trzeba decydować co włożyć w bagaż podręczny, a co trafi do skrzyni. Jest to nie lada wyzwanie logistyczne, gdyż nasze skrzynie wrócą dopiero w maju przyszłego roku, zatem z dużą częścią rzeczy będzie trzeba się rozstać na kolejne kilka miesięcy. Osobiście zacząłem czynić porządki w rzeczach, mam już w głowie ułożone co zabieram z sobą teraz, co dotrze później, a co zostanie na stacji na zawsze. Wielkie pakowanie rozpocznę zapewne podobnie jak reszta początkiem października, jednak już teraz co mogę przygotowuję, aby nie robić tego na ostatni moment.


Dziś jednak nie o pakowaniu będzie. Wielbicieli ładnych, skrzętnie wyselekcjonowanych zdjęć na tym blogu mogę nieco rozczarować. Ale dziś będzie prawdziwie o pracy jaką wkładamy w obserwację ptaków, zarówno tu na stacji w ramach monitoringu, jak również na co dzień w nazwijmy to normalnym życiu.
Antarktyka ma to do siebie że jest dzika, nieokiełznana, ale także na swój sposób przyjazna. Większość zwierząt żyjących na Wyspie Króla Jerzego nie ma zakorzenionego strachu przed człowiekiem. Dla nich ludzie to zapewne kolejne dziwne istoty którym warto się przyjrzeć, sprawdzić reakcję, powąchać, a może nawet zachęcić do zabawy. O jednym z takich dni i dowodach na chęć do zabawy opowiem w kolejnym poście, cofając się do lata i naszych częstych monitoringów.


Obecnie zima wciąż trzyma Antarktykę w ryzach. Co prawda po kilku tygodniach nieustających mrozów i wiatrów rozpoczęła się niewielka odwilż, ale do kolejnego lata jeszcze daleko. Wczesnym popołudniem ruszyliśmy na codzienny monitoring ptaków przy stacji. Póki pogoda dopisywała, jeśli tak można określić wiatr ścinający z nóg i lód pod stopami. Ale nie padało, a widoczność była dobra. To wystarczyło by skutecznie wykonać zadanie. Standardowo rozpoczęliśmy od Jedynki, gdzie zazwyczaj w taką pogodę sporo się dzieje. Nie inaczej było dnia dzisiejszego, gdzie pośród układających się w grzywy fal dostrzec można było liczne żerujące rybitwy antarktyczne i mewy południowe, a nad naszymi głowami jak zawsze dumnie przelatywały petrele śnieżne. Była także obserwacja warcabnika i... no właśnie. Tutaj brakło pewności, gdyż ja widziałem ptaka tylko przez moment, natomiast Ewa obserwowała go dłużej i twierdziła, że to petrel antarktyczny. Jak najbardziej obserwacja ta jest możliwa, wszakże ptak swym zasięgiem występowania obejmuje całą Antarktykę. Mieliśmy także jego obserwację kilka dni temu przy stacji. Dziś jednak czegoś mi brakowało, za krótko widziałem tego osobnika by potwierdzić że to właśnie on, zatem zdałem się na obserwację Ewy. Przy samej stacji ptaków zdecydowanie mniej, ale za to na pingwinisko zawitało kilkanaście pingwinów Adeli. Pierwsze zapewne cieszą najbardziej, zanim wyjedziemy mam nadzieję oglądać już wysiadujące ptaki w grupach lęgowych.


Po obiedzie ponownie udałem się na Jedynkę. Powody tej podróży były dwa. Pierwszy to chęć zrobienia czegoś innego, niż poobiedniego zamknięcia się w pokoju i co gorsza, a możliwe pójścia spać. Drugi to niedosyt jaki czułem po południowym monitoringu. Ptaki dopisały i owszem, a to jeszcze bardziej motywowało do powrotu na plaże i obserwację zatoki. Przecież takie warunki są idealne do obserwacji ptaków morskich. Nie od dziś wiadomo, że kiedy sztorm wtedy ptaki najciekawsze się trafiają. A przy bazie pogoda sztormowa utrzymuje się już dłuższy czas i jeszcze ten nie zaobserwowany petrel antarktyczny. Nie mogło być inaczej, lornetka, aparat, ciepłe ubranie i w drogę. Po kilkunastu minutach byłem na Jedynce, choć droga pod wiatr nie należała do przyjemnych. Od Zatoki Escura dość intensywnie padało, a o wietrze już wspominałem, że zwalał z nóg. Usadowiłem się za dużą bryłą lodu, nieco niżej osłaniając się od wiatru i korzystając z odpływu, a następnie zacząłem obserwować.


Woda na zatoce mocno falowała, a przy brzegu tuż nad wzburzoną wodą co kilka minut przelatywały rybitwy antarktyczne. Stadka liczące po kilka do kilkunastu osobników kierowały się w stronę Escury, podobnie jak chyba wszystkie ptaki podczas mojej popołudniowej dwugodzinnej obserwacji. Czasem któraś z rybitw przysiadła na śniegu i można było wtedy dostrzec, że w dziobie trzyma podstawę życia w Antarktyce, czyli kryla. Znakiem tego, że nad Zatoką Admiralicji odbywa się wielkie żerowanie, co wyjaśniało by większe niż zwykle liczebności ptaków korzystających z dobrodziejstw wzburzonego morza. Przelatywały także nad mą głową mewy południowe i anioły Antarktyki, jak zawsze nieuchwytne dla aparatu. Z jednej strony przywykłem do tego, że najpiękniejsze wspomnienia związane z petrelami śnieżnymi zostaną w mej pamięci, a z drugiej wciąż próbuję zrobić im wyraźne, ostre zdjęcie. 


Petrela śnieżnego pierwsi odkrywcy Białego Kontynen­tu nazwali aniołem Antarktyki. Jest to bardzo trafna na­zwa, gdyż ptak krążący nad głową obserwatora faktycznie przypomina małego aniołka lub duszka.  Warto też przy­pomnieć pochodzenie samego wyrazu „petrel”. Jest on pochodną imienia Piotr i odnosi się do św. Piotra oraz hi­storii opisanej w Ewangelii według św. Mateusza. Petrele, startując do lotu, biegną po powierzchni wody i najwyraź­niej jednemu z pierwszych obserwatorów przypomniało to św. Piotra kroczącego po powierzchni Jeziora Tyberiadz­kiego. W nazwie naukowej petrela śnieżnego znajdziemy pewne podobieństwo. Pagodroma – jego nazwa rodzajo­wa, jest połączeniem dwóch greckich wyrazów, z których pierwszy oznacza „lód”, a drugi „bieganie”, natomiast ła­cińska nazwa gatunkowa nivea oznacza śnieg. Nazwę pta­ka można więc dosłownie tłumaczyć: „lodowy biegacz śnieżny”. Ten, kto obserwował te ptaki podczas żerowa­nia, stwierdzi, że również ta nazwa jest trafna.*


Pojawił się w końcu i ten wyczekiwany, pośród wielu innych ptaków żerujących nad zatoką. Petrel antarktyczny to przedstawiciel średniego ptaka z rodziny burzykowatych. Na pierwszy rzut oka przypomina wyglądem warcabnika z którym jest spokrewniony. Jednak w przeciwieństwie do niego, petrel antarktyczny nie ma szachownicy na skrzydłach. Jego grzbiet, głowa, szyja, pokrywy skrzydłowe, zewnętrzne lotki pierwszego rzędu, dolna krawędź skrzydła oraz końce sterówek są ciemnobrunatne; reszta ciała biała. Dziób i nogi są bardzo ciemne, niemal czarne.
Ptak ten jest szeroko rozprzestrzeniony na południowej półkuli od południowych krańców Ameryki Południowej, Australii po Antarktydę. Dziwi zatem fakt, że na wodach wokół Wyspy Króla Jerzego jest tak rzadkim gościem.  


W pełni usatysfakcjonowany obserwacją jego, jak również innych gatunków ptaków wróciłem na stację. Kolejne kilkanaście minut przeglądania zdjęć z których większość trafiła do kosza. Te które pozostały mają jedynie i aż zarazem charakter dokumentacyjny. Nie zobaczymy na nich pięknie pozujących ptaków, stroszących piórka i przybierających satysfakcjonujące nas pozy. Na zdjęciach tych możne ujrzeć prawdziwy warsztat terenowca, czyli długie godziny spędzone w terenie i kilka diagnostycznych plama na obrazie zwanym zdjęciem, tak by można było rozpoznać gatunek, bo o nic więcej tu nie chodzi. Ornitologia ma różne oblicza to prawda. Osobiście zawsze podziwiałem ludzi którzy potrafią kilka godzin leżeć w bezruchu dla uwiecznienia jednej, czy też kilku chwil z życia ptaka. Podziwiam ich i fajnie że to robią, możemy dzięki temu oglądać cudowne chwile uwiecznione na fotografii. Ja jednak zawsze byłem terenowcem, niespokojnym duchem, siedzenie w miejscu nie jest dla mnie, bo i po co kiedy za rogiem może być jeszcze piękniej.

*Gryz P. Petrel śnieżny - anioł Antarktyki. Kwartalnik Ogólnopolskiego Towarzystwa Ochrony Ptaków. Warszawa 2015


Komentarze