Antarktyczna wiosna



- Wszystko co widzę, do mnie należy, cała Ziemia, jeśli chcesz wiedzieć. I to mnie raduje [odparł Włóczykij beztrosko]. (...).
- Granaty! - chlipał Ryjek - Nie zdążyłem wziąć ani jednego!
Włóczykij usiadł koło niego i powiedział przyjaźnie:
- Wiem. Wszystko staje się trudne, kiedy się chce posiadać różne rzeczy, nosić je ze sobą i mieć je na własność. A ja tylko patrzę na nie, a odchodząc staram się zachować je w pamięci.
T. Jansson "Kometa nad Doliną Muminków





Stacyjne odczyty meteo są nieugięte i nieubłagane, przynajmniej do moment jakiejś awarii. Na ekranach komputerów jak co rano sprawdzamy prognozy, a od niedawna można to czynić na stacyjnej aplikacji i monitorze zamontowanym przy wyjściu z korytarza suchego. Jest to kolejne udogodnienie, gdyż prognoza, oraz obecna sytuacja meteorologiczna wyświetlane są na bieżąco.
Wyczytać z nich możemy obecnie że... idzie Antarktyczna wiosna. 

Pingwiny białobrewe.

Temperatury powietrza w ostatnich dniach wahają się między kilkoma stopniami na minusie, a dwoma na plusie. Wiatr zmienny, miejscami porywisty. Do tego stopnia, że ostatnio uczyłem się latać. Dosłownie! Czasem pewnie trudno uwierzyć w pewne rzeczy o których tu piszę. Teraz ktoś z Was puka się w czoło i myśli sobie, ta, jasne postura wikinga i latać się uczył. A i owszem, bez żadnych urządzeń, bez samolotów, kokpitów czy tym podobnych. Co więcej nie specjalnie. Wracając z monitoringu od strony Jedynki porywy wiatru były tak silne, że podnosiły mnie i bezwiednie przenosiły. Nie były to dystanse ogromne i całe szczęście, bo pewnie wylądował bym w zatoce. Jednak świadomość że ważę... ile ważę a wiatr robi ze mną co chce jest dość specyficzna. Specyficzna niczym to miejsce. Tak więc trasę z Jedynki do budynku mieszkalnego bardziej przeleciałem niż przeszedłem. Co prawda gdy nie chciałem lecieć chwytałem się kurczowo słupków które wyznaczają drogę dojazdową, ale i tak ciężko było utrzymać się na nogach. Leciałem sobie po kilkadziesiąt centymetrów gdy przyszedł podmuch. Nie zawsze zdążyłem wysunąć podwozie przyznam to szczerze, czasem lądowałem dziobem. Antarktyczna wiosna się rozpoczyna.
Fulmar południowy.

Woda na zatoce rozbujana jak zwykle, wszystko zależy od wiatru. A wiadomo, że jak Admiralicją buja to ptaków się spodziewaj. I przyleciały któregoś dnia całym stadem fulmary. Ponad 100 ptaków żerowało nad zatoką, a towarzyszyły im pertele śnieżne i warcabniki w liczbach po kilkanaście ptaków. Widok piękny pod warunkiem, że cokolwiek było widać, gdyż wiało i padało bardzo intensywnie momentami. Zdjęć nie ma, gdyż aparat odmówił posłuszeństwa. To nie pierwszy sprzęt foto który nie dał rady w Antarktyce. Na całe szczęście mamy na stacji cudotwórców i udało się go przywrócić do funkcjonowania. Wizja podróży po Ameryce Południowej bez aparatu mocno mnie niepokoiła, ale odeszła mam nadzieję w zapomnienie. Wszak w Antarktyce idzie wiosna.

Warcabnik.

Jeśli o opadach mowa to te bywają nie mniej intensywne niż zimą. Struktura tylko jest inna, pada deszcz, albo mokry śnieg, lub zmarznięte coś, co trudno nazwać. Deszcz nie jest taki zły, popada i spłynie, przy okazji rozpuszczając powoli pokrywę śnieżną która spędza sen z powiek przed przypłynięciem statku. Jak wykonać sprawnie rozładunek, jak brzegi zatoki składają się z około półtora metrowej ściany lodu i śniegu? Tylko opady deszczu mogę pomóc, więc trochę ich wypatrujemy. Ale jak to wiosną w Antarktyce bywa, dziś znów był problem z wyjściem z budynku, gdyż zasypało śniegiem do połowy drzwi.

Petrel śnieżny - Anioł Antarktyki.

Ach ta Antarktyczna wiosna. Korzystając z okazji i chwilowej lepszej pogody ruszyliśmy na monitoring płetwonogich i hydrologiczny jednocześnie. Opad śniegu minionej nocy sprawił, że trasa była dość łatwa do pokonania po świeżej jego warstwie. Poza jednym wyjątkiem. Podjazd na Wróblu. Jedyne miejsce gdzie jeszcze udaje się wjechać na Lodowiec Ekologii. Kiedyś był tu niewielki w porównaniu z otaczającymi go Lodowiec Wróbla. Zmiany klimatyczne sprawiły że po lodowcu pozostało wspomnienie, a nazwę zmieniono na Dolinę Wróbla. Kiedyś także, nie tak dawno temu bo jeszcze na 39 wyprawie bez większych problemów wjeżdżało się na czapę lodowca od strony czoła Ekologii. Zaledwie dwa lata później taki manewr nie jest już możliwy, gdyż cofające się czoło i topniejący lód zmieniły zupełnie miejsce podjazdu w niedostępną otchłań.
Zaakceptować trzeba taką sytuację, choć wnętrze krzyczy na myśl o postępujących zmianach w tej kranie. Jedyny dostępny podjazd też nie do końca jest taki znów dostępny. I oto
trzeba się przyzwyczaić i porzucić swój wewnętrzny bunt, bo wielokrotnie nie ma się nad rzeczywistością tutaj absolutnie żadnej kontroli. Z pozoru proste podjechanie pod wzniesienie zajęło nam godzinę.

Pingwiny Adeli.

Na kopule lodowca warunki były bardzo dobre. Widoczność na wysokości oczu to kilka metrów, chyba że ktoś miał jaskrawą kurtkę, która na białym tle się odznaczała, to można było go dostrzec z metrów 10. Jeśli spojrzeć przed skuter i pod płozy, to widoczność stawała się już tylko złudą. Jak inaczej nazwać sytuację w której pod sobą masz nawiane świeżo zastrugi, do pokonania lodowiec a nie widzisz gdzie jedziesz? Nie widzisz nawet tych zastrug, zatem nie wiesz czy za moment nie będzie trzeba podnosić skutera po wywrotce. Ach ta Antarktyka, dobrze że z pomocą przychodzi technika. Jazda na trak wgrany w gps umożliwia jakiekolwiek podróżowanie. Warunki Antarktycznej wiosny były mimo wszystko dobre.


Pewnie po przeczytaniu tego wszystkiego wiele osób się zastanawia co ja piszę? Jaka wiosna? Przecież to totalna zima jest!
A ja się nie zgodzę. W Antarktyce wiosna nastała i nikt nie ma wątpliwości co do tego. Skąd to wiemy, skoro pogoda mówi coś zupełnie innego?
Pogodzie w Antarktyce się nie ufa, jest zła, kapryśna i rozpieszczona. Potrafi zmienić się kilka razy w ciągu godziny! Tak, godziny. Przekonywaliśmy się o tym niejednokrotnie przez ostatni rok tu spędzony. Ale i tak nastała wiosna. Ponad wszelką wątpliwość wyznacza ten moment coś więcej niż warunki pogodowe.

Wielki spektakl powrotów.

Wielki spektakl powrotów na Wyspę to moment w którym zima idzie w zapomnienie. Tysiące pingwinów białobrewych zajmujących swoje miejsca lęgowe na Copie. Ławice pingwinów z daleka widniejące na morzu zmierzające do plaży z polowania, a może właśnie z zimowiska, to bez wątpienia jeden z najpiękniejszych spektakli jakie można tu oglądać po zimie. Setki pingwinów Adeli, które na pingwinisku przy stacji rozpoczęły już nawet budowę gniazd i obronę swoich terytoriów. A na Patelni pierwszy harem słoni morskich. Samiec alfa dumnie wylegujący się pośród kilkunastu samic. Z radością obserwujemy te zmiany, czekając z niecierpliwością na narodziny pierwszych słoni. I jednocześnie gdzieś w środku trochę człowiekowi żal, że Antarktyczna wiosna kojarzyć się musi z opuszczeniem tej surowej, lecz pięknej krainy.
Pierwszy harem tej wiosny.
Samiec Alfa.

Mimo powrotów pingwinów, oraz słoni opady śniegu nie odpuszczają, tak jak i wiatr nie chce się uspokoić. Czasem ma to swoje plusy. Nad zatoką można obserwować stada żerujących ptaków. Jednak tak mieszanego stada jak dziś nie mieliśmy jeszcze okazji obserwować. Okazało się, że lampart morski upolował uchatkę, a z tej okazji postanowiły skorzystać także ptaki. Zatem nad zatoką wspólnie zaczęło żerować kilka gatunków Antarktycznych lotników. Dominowały petrelce olbrzymie, wtórowały im mewy południowe, nie brakło jednak warcabników, rybitw antarktycznych, fulmarów, petreli śnieżnych, a w pewnym momencie w to całe towarzystwo zaplątał się nawet kormoran antarktyczny. Widok niecodzienny, widok ciekawy i zapewne już nie do powtórzenia. Taka oto wiosna w Antarktyce.

Wiele gatunków w jednym miejscu.
Wielogatunkowe żerowanie nad Zatoką Admiralicji.

Komentarze

  1. piękna ta Antarktyczna wiosna i te powroty pingwinków :) napewno zapiera dech :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz