Płetwonogie... ha ha ha

Odwaga jest to wiedza o tym, czego się bać trzeba, a czego nie.

Platon



Dzień zapowiadał się na spokojny i bez wiatru. Świetna okazja aby ruszyć w teren gdzieś dalej. Plan jaki założyliśmy to wykonanie monitoringu płetwonogich. Nie tak jak ostatnio do połowy i z trudnościami. Tym razem wszystko miało przebiec sprawnie i zgodnie z naszym założeniem. Ekipa hydrologiczna także ruszała dziś w teren, więc można było to połączyć. Zodiak na wodę i tuż po śniadaniu o wschodzi słońca ruszyliśmy w stronę Copy. Wchód słońca jest obecnie między godziną 9-10 więc bez przesady, bardzo wcześnie to nie było!


Zamiana ról, gdyż Ewa narzekała, że dawno nie była na Patelni i z tamtej strony ASPY. Dla mnie lepiej. Wysadzili mnie na Copie, do przejścia spory kawałek, ale bez dużych wzniesień. Reszta ekipy ruszyła dalej w stronę Patelni. Ja zdjąłem hansena i zostawiłem go między kamieniami, gdyż odbierać będą mnie z tego samego miejsca. Powoli ruszyłem na monitoring podziwiając wschodzące słońce. Z doświadczenie wiem, że nie mam się co spieszyć. Do przejścia trasa którą na spokojnej zrobię w 1,5 godziny, drugie tyle na powrót. Więc zostawała mi jeszcze godzina zapasu gdyby jednak warunki były średnie.


Na plaży pustki, dosłownie głucha cisza. W powietrzy od czasu do czasu przeleci rybitwa antarktyczna. Zupełny brak pingwinów, nawet o obserwacje pochwodziobów ciężko. A gdzie dopiero mówić o jakiś ssakach. Mijam tak pierwszy odcinek plaży wypatrując choć jednej foki, uchatki bądź słonia. Nadaremnie.
Kolejny odcinku nie lepszy, również bez ssaków, a ptaków jak na lekarstwo. Po godzinie i dwudziestu minutach docieram pod lodowiec Baranowskiego. Tu moje liczenie dobiega końca, pozostało wrócić na Copę. W oczekiwaniu na łódź na plażę wyszło kilka pingwinów białobrewych, przynajmniej tyle radości z dzisiejszego dnia. Zodiak przypływa po godzinie 15 i wspólnie zadowoleni z wykonania zadań wracamy na stację.


Komentarze