Jakość podróży mierzy się w liczbie poznanych przyjaciół, a nie przejechanych kilometrach.
Tim Cahill
W
Polsce zimna i deszczowa majówka. Niektórzy ze znajomych skarżą
się nawet, że śnieg wciąż pada. W Antarktyce też się skarżyć
możemy, głównie na to, że nie ma prawdziwie Antarktycznej zimy. Za
to pogoda jest świetna, świeci słońce, a zatoka nie faluje.
Otrzymaliśmy zaproszenie na świętowanie majówki wraz z ekipą na
stacji Ferraz. Kilkoro z nas bez większego zastanowienia zebrało
się z delegacją do Brazylijczyków.
Wspólne
świętowanie rozpoczęło się od majówkowego grilla. Nie zabrakło
przysmaków z Brazylii, nie zabrakło także pochwodziobów na plaży.
Umilały nam czas oczekiwania na kolejne grilowane mięsa. Można
było obserwować ich ciekawe zachowania, jak choćby wzajemne
przeganianie się po plaży. Zrozumiałem także skąd tyle hałasu
porankami na dachu naszego budynku. Pochwodzioby stawiają niewielkie
kroki, za to biegają bardzo dynamicznie. Dlatego też jeden ptak
może narobić niezłego harmidru.
Po
części związanej z grillowaniem okazało się, że całe spotkanie
związane jest z meczem drużyny piłki nożnej, której dopinguje
większość z przebywających na Ferrazie Brazylijczyków.
Nieświadomie ubierając moją czerwono-czarną kurtkę wpasowałem
się w kolory klubowe tegoż zespołu. Co to były za emocje, niczym
te z Euro 2012 w Polsce. Tylko nieco klimat inny i otoczenie. Dla
Brazylijczyków już zwykły ligowy mecz to coś więcej niż tylko
rozgrywka dwóch drużyn. Można odnieść słuszne wrażenie, że
dla nich piłka, podobnie jak karnawał to coś więcej, to część
ich życia.
Komentarze
Prześlij komentarz