Morsowanie

Każdy nowy dzień przynosi świeże siły i ożywcze inspiracje.


Eleonora Roosevelt




Nie samą pracą człowiek żyje. A przynajmniej tak powiadają. Zadań na stacji i w terenie mamy mnóstwo, wciąż także dochodzą nowe nieoczekiwane obowiązki. Nie jest to jednak przeszkodą, aby w wolne wieczory, bądź weekendy zorganizować sobie czas w sposób przyjemny.


Czasem prócz samego odpoczynku podejmujemy dość oryginalne przedsięwzięcia. Jak monitoringowiec rzadko się zdarza, bym był w stacji podczas weekendu. Sezon rządzi się własnymi prawami, wiem to po wielu latach pracy jako ekspert przyrodniczy w programach rolno-środowiskowych w Polsce. Więc nie dziwi mnie to również tu, kiedy trzeba zrobić coś w terenie to nie ma przeproś. Bywają jednak takie dni, gdzie można wraz z resztą ekipy wskoczyć w wir weekendowego szaleństwa.



Od wielu lat powtarzałem sobie, że kiedyś odważę się morsować. Wejście do zimnej wody jakoś zawsze w Polsce mnie odstraszało, szukałem wymówek, by tylko odłożyć to na kolejną zimę.
W Antarktyce nie było już wymówek. Na hasło "Idziemy morsować" niektórzy kręcili głowami. Przecież temperatura powietrza to zaledwie 1-2 stoponie powyżej zera, a temperatura wody kilka poniżej. Pomyślałem wtedy, że za długo odkładam pewne decyzję na "potem". Jeśli nie dziś to kiedy? Jeśli nie w Antarktyce to gdzie?
Intensywna rozgrzewka i w towarzystwie innych śmiałków hop do wody. Prawdą jest to co powtarzał kolega w Polsce, morsujący od lat. Jeśli tylko dobrze się przygotujesz by wejść do zimnej wody, okaże się to niezwykle zaskakujące i przyjemne. Tak też było dziś. Pierwsze morsowanie w życiu, pierwsze w Antarktyce zaliczone. Pierwsze, lecz mam nadzieję, że nie ostatnie.



Komentarze