Życia nie można sobie wybrać, ale można z niego coś zrobić.
Peter Lippert
Kolejny dość słoneczny i ciepły
dzień. Antarktyczne lato można powiedzieć że w pełni. Na
pingwinisku mieszanka smrodu i guana, błota i kamieni, dorosłych i
młodych. Codzienne wizytacje tego miejsca sprawiają, iż człowiek
ma pełen obraz na wszystko co się dzieje w kolonii lęgowej. Wiemy
kiedy zaczęło się klucie, na jakim etapie wychowu młodych są
Adelki.
Czasem jednak nasz spokój zmąci coś,
co nie pasuje do całego obrazu pingwiniska. Człowiek wtedy zdumiony
staje i zaczyna się zastanawiać nad tym co wokół niego się
dzieje. Przecież Antarktyka nie jest w żaden sposób przewidywalna.
Wszystkie podejmowane decyzje są dość umowne, cała rzeczywistość
jest niezwykle płynna. Planowanie czegoś na dłużej niż dzień,
planowanie na dłużej niż kilka, może kilkanaście godzin, to
jednocześnie wróżenie z fusów.
Docieramy na pingwinisko z myślą, że
szybko wykonamy zadanie i wrócimy do bazy. Zbliża się pora
kolacji, więc idealnie zgramy się w czasie. Jednak już na
podejściu pod górkę widzę coś odbiegającego od normy. "Nie
może być!" myślę sobie i po chwili przecieram oczy ze
zdumienia! A jednak! Pośród pingwinów Adeli dość niepozornie
stoi jegomość, Zdradza go dużo większy i masywniejszy dziób.
Dopiero po dokładniejszej analizie dociera do nas, że mamy przed
sobą młodego pingwina złotoczubego. W przeciwieństwie do osobników
dorosłych jego "loki" są ledwo widoczne na głowie.
Wszystko przecież dopiero przed nim, prawdopodobnie to ptak
drugoroczny. Trzyma się blisko grupy lęgowej pingwinów Adeli,
jednak te nie chętnie przyjmują intruza i co jakiś czas starają
się go przegonić. Młody posłusznie unika konfrontacji z panami
tych ziem i stawia po kilka kolejnych kroków szukając luki w której
mógł by się schować pomiędzy innymi pingwinami. Wygląda na
nieco zagubionego. Nie ta wyspa, nie ta kolonia, gdzie ja właściwie
jestem...? Można wyczytać z jego spojrzenia.
Komentarze
Prześlij komentarz