Nawet najdalszą podróż zaczyna się od pierwszego kroku.
Lao-tzu
Zagadka: Ile osób potrzeba do wymiany
koła?
Odpowiedź: 10.
Tak, dziesięć, przynajmniej w
Antarktyce. Zapyta ktoś po co aż tyle? Nie wiem! Ale wiem, że tyle
wymieniało koło przy slipie po tym jak to się urwało. No tak, urwało
się! Stare było, słabe to się urwało. Z tą wymianą oczywiście
typowo z naszą narodową tradycją. Dwóch robi jak się patrzy,
reszta patrzy ja się robi. Ale była nas dziesiątka, większość w
oczekiwaniu na wypłynięcie. Dziś kolejna próba ruszenia na
pierwszy monitoring płetwonogich. Tym samym pierwsze kroki po całym
obszarze chronionym. Poznawanie tras, przejść, warunków i
specyfiki terenu. Łącznie około 15 km do przejścia. Tylko pogoda
martwi, ponieważ nie jest najlepsza, a jeszcze ma się załamać. Po
wymianie koła nareszcie udało się zwodować zodiaka. A już chwilę
później okazało się, iż slip podczas wodowania się złamał.
Antarktyka, czas start z przygodami.
Docieramy nareszcie do zatoczki
Paradise Cove, tuż przy wzniesieniu Demay. Stoi w tym miejscu
niewielki drewniany domek, który służy za bazę terenową podczas
wyjść na dłużej w tą część naszego obszaru badań. Nieopodal
domku znajduje się harem słoni morskich. Ogromny samiec pilnuje
kilku swych samic, a przy nich mode słonie. Cudowne uczucie ogarnia
człowieka, kiedy patrzy na te małe bezbronne zwierzaki. A one
obserwują nas swymi ogromnymi ufnymi oczami. Pogoda i zadanie do
wykonania nie pozwalają nam dłużej napawać się widokiem
zwierzaków. Ruszamy na kolejne odcinki monitoringu, ale ze
świadomością, że po drodze jeszcze nie jeden harem spotkamy.
Liczymy kolejne zalegające na plaży
haremy. Tam gdzie jest to możliwe rozdzielamy się, aby zaoszczędzić
czasu. Pogoda coraz mniej dopisuje. Idę między skałami po skąpej
trawie. Z daleka widzę, że Bartek pokazuje coś palcem. Nie jestem
w stanie zrozumieć o co mu chodzi, skupiam się zatem na leżącym
nieopodal słoniu morskim. Nagle, jedna ze skał po mojej lewej
stronie podnosi się i zaczyna na mnie warczeć! To nie skała, tylko
uchatka na którą prawie wdepnąłem. Trudno je odróżnić od
zalegających wszędzie skał. Wiele nauki pracy w tym specyficznym
terenie przed nami jeszcze. Wymieniamy ze zwierzakiem porozumiewawcze
spojrzenia. Uchatka ziewa i kręci głową, ja czynię to samo, po
czym rozchodzimy się każdy w swą stronę.
Dalsza część
monitoringu przebiega w opadach śniegu, ale już bez spektakularnych
przygód. Wracamy do stacji po kilku godzinach wędrówki górami,
dolinami i plażami tej części wyspy. Zadanie które postawiliśmy
sobie dziś udało się wypełnić bez problemów. Pierwszy
monitoring ssaków płetwonogich za nami.
Komentarze
Prześlij komentarz