Biały!

Te osobiste zasoby, którymi dysponujemy, indywidualizują nas tak bardzo, że każdy z nas odbiera świat w sposób niepowtarzalny, własny, unikalny.

J. Walkiewicz z książki Pełna moc możliwości



Robimy obrys kolejnej niewielkiej grupy lęgowej pingwinów Adeli, tuż obok jest mała formacja skał. Dobrze wiem, że za nimi swoje gniazda mają kolejne petrelce olbrzymie. Delikatnie, cichuteńko, powoli stawiając kolejne kroki i myśląc nad każdym kolejnym ruchem po kilka razy docieram do skałek.


Po prawej stronie od skałek widzę brunatno ubarwionego ptaka na gnieździe. On udaje, że go nie ma, ja że go nie widzę, stawiam kilka kolejnych kroków w lewą stronę. Zaczyna delikatnie prószyć śnieg, który zmienia scenerię. Dodaje bieli do zielonej od mchów Antarktyki i szarych skał, gdzie nie gdzie mieniących się rdzawymi porostami.
Wychylam delikatnie głowę i nagle między skałami majaczy mi biała sylwetka. Bez nerwowych ruchów patrzę na ptaka, który spokojnie siedzi na gnieździe. Przykładam aparat do oka, ledwo co ostrzę obraz i pstrykam. Rozmazane skały, pośrodku piękna ptasia sylwetka pełna bieli, gdzie tylko kremowy dziób się wyróżnia. W tle trochę zieleni i prószący śnieg. Spokojnie wychylam głowę bardziej, ptak mnie widzi ale nie reaguje. Spoglądam na prawo i na lewo próbując doliczyć się gniazd. To bezpieczna odległość dla ptaków i świetny punkt obserwacyjny dla mnie uznaję. Robię kilka kolejnych zdjęć tego pięknego ptaka. Pomyśleć, że z taką nie uzasadnioną niechęcią do nich podchodziłem, bez żadnego argumentu. Często ludzie tak mają, że zanim poznają, już wiedzą najlepiej i wystawiają oceny, sam się na tym łapię.
Biały petrelec spokojnie siedzi na gnieździe zbudowanym jak większość gniazd na Antarktyce z najbardziej dostępnego budulca, czyli kamieni. Czasem kontrolnie spojrzy w moją stronę, nic sobie nie robiąc z mej obecności.


Wystarczy! Uznaję i równie spokojnie stawiam kroki by oddalić się od kolonii. Kiedy jestem już w odległości bezpiecznej myślę sobie, że to jednak jest zwieńczenie dzisiejszego dnia. To jest ta jedna z chwil dla których warto było tyle zmienić. Z nieba delikatnie prószy śnieg, jeden z płatków spada pod moje nogi na zielony mech Antarktyki. Pochylam się i przyglądam. Robię zdjęcie i myślę sobie: „Tak. Właśnie tak, to jest moja gwiazdka z nieba. Wymarzony pobyt na Antarktydzie staje się rzeczywistością”. Robię zdjęcie i ruszam w drogę powrotną a na myśl o tej gwiazdce śniegu niespodziewanie pojawia się kolejny obraz w mej głowie... 


Komentarze

Prześlij komentarz